Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dom artyski z Niska jest... bez lalek i obrazów, bo poszły do ludzi

Redakcja
Paulina Kara, urodzona w Nisku, dyplom uzyskała w 2006 roku na Wydziale Artystycznym Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie
Paulina Kara, urodzona w Nisku, dyplom uzyskała w 2006 roku na Wydziale Artystycznym Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie Zdzisław Surowaniec
Czemu Paulina Kara, artystka z Niska robi lalki? - Ojej, każdy mnie o to pyta. Nie wiem dlaczego lalki. Kiedy byłam dzieckiem nawet nie bawiłam się lalkami, nie miałam lalek - odpowiada.

Miała osiem lat, gdy powiedziała wszystkim, że zostanie malarką. Nie potrafi nawet dokładnie powiedzieć, kiedy zaczęła robić postaci z papieru i rysować. Lalki też robiła od dziecka.

- Lalki zaczęłam robić w podstawówce i to bardziej na zasadzie wyzwania. Czy potrafię ulepić twarz, potem czy potrafię zrobić lalkę, aby była do kogoś podobna, albo żeby miała jakiś wyraz, aby coś wyrażała. Nie chodziło o to, aby lalka była piękna, śliczna ale żeby tą lalka coś wyrazić. Rzeczy ładne są tylko ładne i tyle. A ja zawsze miałam taki pociąg, żeby coś przekazywać. I takie wykonywanie twarzy czy bawienie się wykonywaniem twarzy jest dobrym środkiem, żeby to zrobić dla jakiegoś powodu - mówi artystka.

Jak przed ośmioma laty zwierzała się dla „Echa Dnia” Ewie Bożek, lubi trochę ironii, dystansu do świata i siebie, szuka optymizmu, czegoś, co przewrotne i poważne nagle może być zabawne. Tego wszystkiego doświadczyli ci, którzy oceniali jej pracę dyplomową na uczelni. Powaliła wszystkich na kolana dosłownie i w przenośni.

Pierwsza uklęknęła przed dyplomową lalką jedna z profesorek z komisji. Fala ruszyła za nią, jedni klęczeli, inni kucali, ale każdy, kto chciał dokładnie obejrzeć wszystkie elementy jej pracy, musiał zniżył się do poziomu kilkudziesięciu małych lalek. To nie wszystko. Kadra z wydziału i komisja egzaminacyjna - wszyscy nie musieli się szczególnie przyglądać, żeby wśród kilkudziesięciu lalek, które tworzyły pracę dyplomową, zobaczyć samych siebie.

- Każda z tych lalek miała swój charakterystyczny dla wzoru gest, ułożenie ciała, jakiś element ubrania. Nikt nie musiał spoglądać na twarz, bo doskonale wiedział, kogo przedstawia każda postać - wspominała Paulina. Lalki patrzyły na obrazy w wielkich ramach okiennych. Obrazy przedstawiały wiszące pranie, ale pomiędzy koszulami, spodniami czy bielizną można było doszukać się etykiety po alkoholu czy jeszcze innych atrybutów z uciech życia. To wszystko było podświetlone i sprawiało wrażenie, jakby obrazy były prawdziwymi oknami.

Ale to nie jedyna niespodzianka w projekcie zwanym dyplomem. Ponad lalkami, obrazami, a przede wszystkim komisją i całą publicznością górowały cztery wielkie ceramiczne postaci, które z wysokości spoglądały na wszystkich tych malutkich. A w tym wszystkim ona, oczywiście wystrojona, ale obowiązkowo w trampkach, odpowiadała na pytania.
[podobne][zaj_kat]
- W tym była historia, we wszystkim, co maluję albo rzeźbię jest historia. W jednym projekcie lubię łączyć obraz, rzeźbę i lalki. Tak było też na dyplomie, chociaż ciężko było namówić szefów instytutu na dyplom, który jednocześnie łączyłby z sobą kilka technik. Na uczelni się to po prostu nie zdarza - wspomina.

Oczywiście na dyplomie nie mogło zabraknąć Czesława.
Bo wszyscy byliby rozczarowani, gdyby nie odnaleźli go gdzieś, wciśniętego w kąt obrazu. - Czesław pojawił się w moich projektach już dawno temu i tak się jakoś przyjęło, że on jako lalka musi być gdzieś, chociaż wciśnięty, mało widoczny, ale musi być. Tak jak w życiu. Czesław to po prostu zwykły żul. A żuli przecież spotykamy wszędzie, przy sklepie, pod mostem, przed kościołem, w bramie, na chodniku, na plantach. To taki stały element naszego krajobrazu, dlatego też zawsze jest u mnie - mówi.

Paulina nie zawsze może brać udział w wernisażach wystaw, gdzie znajdują się jej prace. Inni śmieją się: "Ale za to był tam Czesław". W domu na półce też gdzieś siedzi. - Teraz pojawia się w projektach na zasadzie żartu - dodaje.

Rozmawiamy podczas otwarcia wystawy lalek w Bibliotece Międzyuczelnianej. Te lalki są niezwykłe, mają fascynujące wyrazy twarzy, ubrane są w szyte ubrania. - Czy te twarze są z porcelany? - pytam. I słyszę: - Nie, nie z porcelany. Jeszcze nie. Lalki porcelanowe dopiero zaczną powstawać, kiedy w Nisku powstanie pracownia ceramiczna. Podstawą przy tworzeniu twarzy jest zwykła modelina, utwardzalna masa plastyczna. Modelina pozwala oddawać istotę tego, co chcę przekazać. Ostatnio użyłam także do budowy lalek tykwy wyhodowane przeze mnie. Są podziurkowane, ze świecącą żarówką w środku

- Odnoszę wrażenie, że te lalki mają pani oczy - oceniam. - Nie, to nie jest zamierzone, wiele osób twierdzi, że twarze moich lalek są podobne do twarzy ich dzieci. To są lalki kolekcjonerskie, pełnią rolę dekoracyjną. Lalka teatralna jest inna, musi być lalką profesjonalną. Robi się ja w inny sposób, na specjalnych konstrukcjach, mają mieć odpowiedni ciężar, aby lalkarz nimi łatwo operował - powiada pani Paulina.

- Kiedy widzę moją lalkę grającą w teatrze, to jest bardzo miłe. We Wrocławiu jest Wędrowny Teatr Lalek Małe Mi i właśnie dla tego teatru wykonałam lalki do nowego spektaklu "Joanna.Johanna.Johanan" o pięknej lalce znalezionej w poniemieckim domu na Dolnym Śląsku przez przesiedleńców. - Lalki teatralne powstają bardzo długo, bo są robione ze specjalnych materiałów. Muszę mieć scenariusz, żeby poznać postacie - zwierza się.

Paulina wykonywała również marionetki, ale nie do teatru, tylko do animacji poklatkowej, tam wszystko musiało być ruchome, łącznie z palcami u rąk. - A lalki, które robiłam teraz są duże, mają około dziewięćdziesięciu centymetrów. I one są animowane przez trzy zsynchronizowane osoby - przyznaje. Dodaje, że kiedy oglądała film „Podwójne życie Weroniki” była wstrząśnięta co można zrobić z lalką.

- Pani jest uśmiechniętą kobietą, a te lalki są smutne, zamyślone - stawiam diagnozę. - Bo ja wypuszczam z siebie to, co mnie gnębi i z tego powstają lalki - słyszę odpowiedź.

- Kiedy sprzedaję lalkę, to jest to tak, jakbym się pozbywała czegoś bliskiego. Ale wiem, że jeżeli ktoś chce taką lalkę mieć, to wiem, że o nią dba. To nie są przypadkowi ludzie, niektórzy traktują te lalki lepiej niż ja. Mam takie małżeństwo, które mnie informuje, że właśnie przesadzili lalkę w inne miejsce w domu. Przysyłają nawet zdjęcia z domu - śmieje się.

- Lubię mieć zajęte ręce, lubię ciągle coś robić. Ulubiona lalka. Chyba ta śpiąca na sofie. Każda lalka jest inna, mogą być podobne jak tykwy, ale nie ma dwóch takich samych. Nie mam gotowych form. Czy mój dom jest pełen lalek? Nie, nie mam ani jednej lalki poza tą, nad którą pracuję. Jestem malarzem i ceramikiem. W domu mam tylko jeden obraz. Reszta u ludzi. Jak lalki.

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nisko.naszemiasto.pl Nasze Miasto