Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Morderczy Flis Odrzański

Zdzisław Surowaniec
Binduga czyli zbijanie tratwy z świerkowych pni to niezwykle trudne zadanie, wymaga mocowania się z ciężkim, długimi kłodami, które trzeba odpowiednio zmontować, aby tratwa była sterowna
Binduga czyli zbijanie tratwy z świerkowych pni to niezwykle trudne zadanie, wymaga mocowania się z ciężkim, długimi kłodami, które trzeba odpowiednio zmontować, aby tratwa była sterowna Zdzisław Surowaniec
W Ścinawie na Dolnym Śląsku na Odrze została zbita ze świerkowych pni złożona z pięciu tafli długa na dziewięćdziesiąt metrów tratwa, którą flisacy z Ulanowa, pod komendą retmana Mieczysława Łabęckiego, spłynęli do Szczecina na zorganizowany po raz dwudziesty drugi Flis Odrzański.

Dla ulanowskich flisaków to była szczególna pływanka, bo we Flisie Odrzańskim wzięli udział już dwudziesty raz. – Z okazji tego jubileuszu chcieliśmy przepłynąć całą Odrę. Zaczęliśmy więc na granicy polsko-czeskiej, w Bohuminie. Okazało się jednak, że woda była dużo mniejsza, niż w ubiegłym roku, do tego powódź naniosła kłody. To był ekstremalny spław, mimo że pływam już trzydzieści lat, nigdy takiego nie przeżyłem. Udało się ruszyć, ale poniżej było jeszcze gorzej. Płynący z nami Słowacy utknęli na stercie kamieni w Raciborzu. Wody było niewiele, rzeka stojąca. Dlatego w Krzyżanowicach z bólem wyciągnęliśmy drewno na brzeg i przywieźliśmy ciężarówką do Ścinawy – opowiedział retman Łabędzki dziennikarce portalu Lubin.

Cały spływ liczy około 750 kilometrów. – Przed nami była długa droga do Szczecina, czekała nas jeszcze niejedna przygoda. Każdego dnia wypływaliśmy wcześnie rano, po odśpiewaniu „Kiedy ranne wstają zorze”. To piękny czas, nad rzeką unosi się jeszcze mgła. Najważniejszym przeciwnikiem jest wiatr, który wcale nie musi być przeciwny, bo najgroźniejsze są wiatry boczne, gwałtowne – tłumaczył ulanowski retman.

Załoga ulanowskiej tratwy liczyła 10 członków. Przez kilka tygodni tratwa była ich domem, spali w budach flisackich, a retman w stylizowanym domku zwanym retmanką. Na tratwie gotowali, jedli, ogień w palenisku podsypanym piachem palił się cały czas.

– To piękna, jedyna w swoim rodzaju, przygoda. Są jeszcze ludzie, którzy potrafią to robić, tak jak to robili nasi praojcowie. W moim rodzie jest prawie trzysta lat tradycji flisackiej, syn ze mną też pływa. Stąd zamiłowanie do wody, spławiania drewna i do tego, co woda ze sobą niesie: zwyczajów, obyczajów, pieśni, nazewnictwa, poleceń – wyjaśnia retman portalowi Lubin.

– Taki flis to złożona sprawa, budowa tratwy oczywiście wymaga umiejętności, ale to tylko część wiedzy, którą musi posiadać flisak. Bo najważniejsze jest, jak już wyjdziemy na wodę, tam już jesteśmy tylko my i woda i w tym cały urok. Wody się nie da oszukać, im dłużej pływam, tym mam do niej więcej szacunku i pokory – wyznał ulanowski flisak.

W XVII i XVIII stuleciu Ulanów słynął jako ważny port rzeczny dla Rzeczpospolitej. To stąd drewno oraz zboża z południowo-wschodniej Polski ruszały flisackie wyprawy drogą wodną Sanem, Wisłą aż do Warszawy, Torunia i Gdańska. W tych czasach miasteczko nosiło nawet przydomek „Mały Gdańsk.” Zamierający zwyczaj pływanej odżył przed kilkunastu laty.

TOP Sportowy24 - zobacz internetowe hity minionego tygodnia

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Nie tylko o niedźwiedziach, które mieszkały w minizoo w Lesznie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nisko.naszemiasto.pl Nasze Miasto