Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Nie o taką Polskę walczyliśmy

Joanna Dargiewicz
Dzisiaj nikt nie ma wątpliwości, że Stanisława Korolkiewicz to kobieta niezwykle odważna. W ciągu kilku lat siedem razy straciła pracę. Wiele razy wprost usłyszała od swoich przełożonych, że powinna odejść, bo działa ...

Dzisiaj nikt nie ma wątpliwości, że Stanisława Korolkiewicz to kobieta niezwykle odważna. W ciągu kilku lat siedem razy straciła pracę. Wiele razy wprost usłyszała od swoich przełożonych, że powinna odejść, bo działa w podziemiu.

Czuła w sobie Polskę

- Wszystko zaczęło się w 1980 roku, kiedy w kraju powstała Solidarność, kiedy zauważyłam, że Polska budzi się z letargu, że robotnicy upomnieli się o prawa całego narodu. Postanowiłam nie stać z boku. W Wojewódzkim Przedsiębiorstwie Handlu Wewnętrznego, gdzie pracowałam, założyłam komisję zakładową Solidarności. Szybko zebrało się prawie dwa tysiące osób - wspomina pani Stanisława. - Moim zdaniem takie działanie było jak najbardziej normalne, bo przecież każdy człowiek, który choć odrobinę czuł w sobie Polskę, musiał wtedy coś dla niej zrobić.
W 1981 roku Stanisława Korolkiewicz została wybrana do zarządu wojewódzkiego "S".
- W marcu trafiłam też do międzyzakładowego komitetu strajkowego. Od tego momentu zaczęły się szykany. W czasie strajku odbierałam bardzo dużo głuchych telefonów, niekiedy po drugiej stronie ktoś się odzywał i straszył, że moje dzieci zginą - opowiada.
Po ogłoszeniu stanu wojennego była inwigilowana. - Pierwsze przesłuchanie trwało aż 30 godzin. Podsuwali mi lojalki i namawiali do współpracy. Wiedzieli, że mam małe dzieci. Synek miał zaledwie cztery latka, jedna córka 6, druga 8. Przekonywali, że jak zgodzę się na współpracę, to natychmiast puszczą mnie do rodziny. Pomyślałam wtedy: niech się dzieje wola Boża. I niczego nie podpisałam - mówi Stanisława Korolkiewicz.
Takich przesłuchań było jeszcze kilka. Na jednym wmawiano jej, że to przez takich, jak ona zginęli niewinni funkcjonariusze, którzy uczestniczyli w akcji pod kopalnią Wujek.
- Wiedziałam jedno: z milicjantami nie można było wdawać się w dysputę, bo wtedy się przegrywało. Dlatego mówiłam krótko i tylko o sobie - wspomina działaczka.

Przymusowy urlop

Nie tylko życie rodzinne Stanisławy Korolkiewicz ucierpiało w czasach komuny. Jej działalność nie podobała się też dyrektorom zakładów, w których pracowała. Z WPHW wyrzucono ją w roku 1983.
- Znalazłam pracę w "Społem". Po kilku miesiącach usłyszałam od dyrektora, że albo sama odejdę, albo zwolnią mnie dyscyplinarnie. Odeszłam. Po wielkich trudach udało mi się zatrudnić w PKS-ie na okres próbny. Umowy mi nie przedłużono. Szef powiedział mi wprost: mieliśmy tu święty spokój, a pani sprowadziła na nas "esbecję" - opowiada kobieta.
Potem był jeszcze zakład w Zaściankach i dwa żłobki. W ostatnim była stróżem nocnym. Ale i na tym stanowisku za długo się nie utrzymała. Po kilku miesiącach wysłano ją na bezpłatny urlop macierzyński.

Rozczarowanie przyszło później

- Może moje dzieci coś straciły przez moją działalność. Na pewno miały więcej stresu w domu, bo kilkadziesiąt razy przeszukiwano nasze mieszkanie. W gazetach pisano, że ja i mój mąż jesteśmy wywrotowcami. W szkołach nasze dzieci nie zawsze były dobrze traktowane. Ale zawsze jakąś cenę się płaci. Dlatego niczego nie żałuję. Robiliśmy to wszystko dla naszej ojczyzny. A nią była działalność w "Solidarności" i stanie wojennym - ocenia po latach Korolkiewicz.
Nie ukrywa jednak rozczarowania III RP. - Nie tak to miało być, nie o taką Polskę walczyliśmy. My chcieliśmy, żeby wszyscy Polacy żyli w normalnych warunkach. Tymczasem mnóstwo ludzi zostało z tego społeczeństwa wydziedziczonych, nie ma za co żyć. Nikt się o nich nie martwił. Majątek Polski poszedł w nie wiadomo jakie ręce. Lepper nie wziął się z niczego. Stworzyli go ludzie wydziedziczeni - twierdzi pani Stanisława. - III RP chciała jak najszybciej zapomnieć o radykalnych działaczach. Uznała nas za nawiedzonych. Dlatego ani ja, ani mój mąż nie znaleźliśmy miejsca w wojewódzkim komitecie obywatelskim. Kiedy wybierali jego członków, usłyszeliśmy: skończył się czas odważnych, zaczął się czas mądrych.

od 12 lat
Wideo

Protest w obronie Parku Śląskiego i drzew w Chorzowie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bialystok.naszemiasto.pl Nasze Miasto