Łodzianka Krystyna Michalak od 46 lat opiekuje się kotami na swoim osiedlu. Przy ulicy Franciszkańskiej w Łodzi, przed blokiem, w którym mieszka piętnaście lat temu sąsiedzi pomogli jej wybudować specjalny dom dla wolno bytujących kotów. Jeszcze piętnaście lat temu mieszkało tam prawie 20 mruczków.
86-letnia kobieta pomimo swoich dolegliwości każdego dnia wyrusza na obchód po osiedlu i sprawdza, czy żadnemu zwierzakowi nie dzieje się krzywda. Martwi się przy tym, kto przejmie jej obowiązki, gdy ona całkiem opadnie z sił.
Zawsze miałam serce do zwierząt. W domu trzymałam siedem przygarniętych kotów i psa. Niestety teraz został mi jeden Szogun - opowiada pani Krystyna.
Krystyna Michalak wspomina czasy, gdy na osiedlu psów było mało, a kotów wolno żyjących bardzo dużo. Ustawiała im miski z wodą, organizowała karmę. Przez ponad dwadzieścia lat była związana z łódzkim Towarzystwem Opieki nad Zwierzętami. Dzięki wsparciu organizacji udało jej się koty sterylizować i kastrować, leczyć chore koty, kupować dla nich karmę. Niestety dzikie koty zawsze były kością sąsiedzkiej niezgody. Jednym podobało się ich sąsiedztwo, inni nie chcieli widzieć czworonogów w piwnicach, czy na klatce. Zdarzały się próby trucia kotów, czy strzelanie do nich z wiatrówki.
Co tu się działo. Musiałam wymyślić schronienie dla kotów, bo koty to dla osiedla dobrodziejstwo. Dzięki nim nie ma w sąsiedztwie myszy ani szczurów. Zadbane koty nie śmierdzą i nie roznoszą pcheł. Na szczęście trawnik był na tyle duży i rosło na nim dużo drzew, że udało się wygospodarować przestrzeń na koci domek - wspomina Krystyna Michalak.
Koci domek w ogrodzie
Krystyna Michalak w desperacji wymyśliła dom dla kotów wolno żyjących. Blisko dwadzieścia lat temu o pomoc poprosiła sąsiada. Zapłaciła za deski, a gotowy budynek wyłożyła starymi dywanami i kocami. Domek miał dyskretne otwory, którymi koty wchodziły do środka, był ocieplony i pokryty spadzistym dachem, który chronił przed deszczem i śniegiem, osłaniał też miski z jedzeniem. W różnych momentach mieszkało w nim 10-20 kotów obu płci. Z czasem zadomowiły się w nim jeże, które do dziś spędzają zimę ukryte pod grubą podłogą.
Jeże też dostają ode mnie suchą karmę i wodę, spryskuję je też kroplami przeciw pchłom i kleszczom. Karmię je wieczorami, kiedy gołębie już pójdą spać, bo im wyjadają z miski - mówi Krystyna Michalak.
Koci domek dzięki współpracy z administracją bloku, w którym mieszka Krystyna Michalak został otoczony specjalnym metalowym płotem, by koty były bezpieczne, zyskał też specjalną osłonę z wodoodpornej tkaniny, by nikt kotom nie zakłócał spokoju. W tej chwili z domku korzystają cztery koty: czarny Szogun pani Krysi, Fifek, kot jej sąsiadki z bloku i dwa wolno bytujące. Niestety koty do swojego domku przychodzą wieczorami. Choć miejsce jego usytuowania jest bardzo dyskretne i osłonięte drzewami i krzewami to koty w ciągu dnia czmychają przed psami. Coraz więcej szczekających czworonogów mieszka na osiedlu, a zielone skwery są atrakcyjne na spacery.
Niestety opiekunowie psów nie myślą o kotach, a swoje psy spuszczają ze smyczy i zupełnie nie kontrolują. Dlatego karmię moich podopiecznych albo bardzo wcześnie rano, albo późnym wieczorem - dodaje kocia mama.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?