Jak Walentynki

W Białymstoku to Paweł Garlej, właściciel gospody Mandala pierwszy wpadł na pomysł organizowania Halloween. W tym roku to już szósta taka impreza.

DJ Dracula
– Pomysł się sprawdził. Co roku mamy DJ Draculę, który prowadzi konkursy, trupią muzykę, np. utwory Beca, oczywiście lampiony z dyni, papierowe kościotrupy porozwieszane po lokalu i konkursy przebrań – opowiada Paweł Garlej. – To dobra okazja, by przyciągnąć klienta. Taka sama, jak święto Patryka i Walentynki, które zapożyczyliśmy z Zachodu.
– W ubiegłym roku organizowaliśmy po raz pierwszy Halloween w Metrze. Ludzie spontanicznie przyszli w przebraniach i świetnie się bawili. Myślę, że i tym razem będzie podobnie – mówi Maciej Siemieniuk, współwłaściciel klubu Metro.
Pub Tabu powstał kilka miesięcy temu, ale właścicielka wie, że imprezy tematyczne sprawdzają się najbardziej. Dorota Idźkowska-Rząca już w czwartek urządziła w swoim lokalu Halloween dla studentów. Do Tabu przy Lipowej przyszło około 300.
– Do niedawna w Polsce nikt nie myślał o zabawie w to święto. Halloween bo to obrządek pogański, a dla nas to dzień refleksji – mówi Dorota Idźkowska-Rząca. – Teraz tylko starszym ludziom trudno zaakceptować taką formę obchodzenia Święta Zmarłych. Młodzieży się to podoba. W czwartek, na pierwszą edycję naszej imprezy wszyscy przyszli przebrani, dlatego w poniedziałek urządzimy kolejna.
Większość białostockich lokali podchwyciło także pomysł, by księciem wieczoru duchów był DJ hrabia Drakula.

Żyła Złota
– Jestem zaskoczony, że tak szybko przyjęło się u nas świętowania Halloween. To dla nas jest zupełnie obce kulturowo – mówi Maciej Tefelski, socjolog. – Kultura zachodnia jest w dużo większym stopniu optymistyczna, a dla nas wszystko przemija. Jednak handlowcy i właściciele pubów uczynili z tego chwyt marketingowy. Taka forma obchodzenia święta zmarłych przyjmuje się jedynie wśród młodych ludzi, którzy poszerzają swoje kręgi zainteresowań.