Marsz Śledzia to tradycyjny już przemarsz przez wody Zatoki Puckiej z Kuźnicy do Rewy. Jest to odcinek około 12 km.
19. edycja Marszu Śledzia odbyła się w sobotę, 17 sierpnia 2019. Organizatorzy otrzymali ponad tysiąc zgłoszeń od chętnych do wzięcia udziału w pieszej przeprawie przez wody zatoki.
Tegoroczna edycja przybrała wersję ekologiczną, gdyż organizatorzy imprezy zadbali o specjalne worki, które uczestnicy wzięli ze sobą, by w trakcie marszu posprzątać wody i dno Zatoki Puckiej. Świetne połączenie wysiłku sportowo-rekreacyjnego z zadbaniem o środowisko.
Zorganizowanie sportowej rozrywki nie jest proste. Przygotowania do tej "imprezy" trwają wiele miesięcy:
- Musimy otrzymać pozwolenie z Urzędu Morskiego w Gdyni, upewnić się, że mamy odpowiednią liczbę ratowników oraz łódek, które popłyną wraz z maszerującymi ochotnikami. - mówi żona pierwszego śledzia Aleksandra Tyślewicz i dodaje:
- Musimy zapewnić minimum jednego ratownika na każdych dziesięciu uczestników. Do tego z roku na rok coraz trudniej nam zorganizować łódki asekuracyjne, wydaje się, że ich dostępność jest coraz mniejsza.
Radosław Tyślewicz z Gdyni, mianowany pierwszym śledziem, jest pomysłodawcą i organizatorem marszu. Pierwsza, piesza wycieczka przez Zatokę Pucką odbyła się w maju 2002 i liczyła tylko czterech ochotników.
Podczas 19. edycji pomaszerowało 100 osób - jest to maksimum, na jakie organizator otrzymał pozwolenie.
Wraz ze śmiałkami pomaszerowali ratownicy i popłynęły łódki i kajaki, by móc udzielić pomocy w razie, gdyby ktoś stracił siły bądź dostał się w inne tarapaty.
Wśród 100 szczęściarzy, którzy mogli pomaszerować w tym wyjątkowym wydarzeniu znalazły się nie tylko osoby, które przyjechały na ten "spacer" z różnych zakątków Polski: przyjechali też uczestnicy z Estonii, z Niemiec i z Rosji. Wśród maszerujących dostrzec można było burmistrza Jastarni Tyberiusza Narkowicza.
wideo: Magdalena Gębka-Scuffins
Marsz nie jest wyścigiem, a imprezą rekreacyjno-sportową i składa się z czterech etapów.
Pierwsza część to etap “Wiary”:
- Wchodzimy do wody i stopniowo oddalamy się od brzegu półwyspu Helskiego, jest coraz głębiej, po ok. 700 metrach zaczynamy płynąć – przed nami widać tylko wodę…. Wierzymy, że zaraz znowu będziemy mieli grunt pod stopami choć nic na to nie wskazuje. - informuje organizator imprezy i kontynuuje:
- Etap drugi to “Syndrom Mojżesza”, czyli idziemy w wodzie po kolana a potem po wąskim pasku suchej ziemi na przez środek Zatoki Puckiej, jak biblijny Mojżesz, “mając mur z wody po prawej i lewej stronie”.
Później etap trzeci, czyli “Próba”: - Każdy uczestnik marszu śledzia na trasie zjada specjalnie przyrządzonego śledzia (dla pokrzepienia) oraz wypija typowo marynarski napój. Wszystko po to, aby móc stawić czoła ostatniemu trudnemu etapowi marszu. - oświadcza pomysłodawca i przechodzi do etapu czwartego, który nazwał “Byle do brzegu”:
- Ten etap to walka o życie, tu uczestnicy muszą pokonać sztuczny przekop w mieliznach tzw. “głębinkę” o szerokości od 700 m do 1400 m (w zależności od stanu wody i układu płycizn w danym roku). Pokonamy ten odcinek w wodzie ciągnieni na linie za kutrem rybackim (po 10 os. na każdy kuter) lub na pokładach łodzi.
W niektórych porach roku odbywają się edycje "extreme", w których uczestnikami są osoby zawodowo związane z morzem. Oni ten odcinek pokonują płynąc. Motywacją jest widoczny brzeg w Rewie.
Po wyjściu na brzeg w Rewie, uczestnicy posilili się, zregenerowali i wzięli udział w uroczystym zakończeniu marszu u nasady szpyrku przy krzyżu. Każdy dostał odznakę i dyplom.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?