Autor:

2016-12-23, Aktualizacja: 2016-12-23 12:06

Zwyciężczyni "MasterChefa": Kusi mnie, żeby w wigilię zaszaleć, ale stawiam na tradycję

Magda Nowaczewska mówi o sobie, że jest kulinarną amatorką i kocha gary. Nim doszła na szczyt i sięgnęła po statuetkę polskiego MasterChefa, odpadła z programu, a następnie została do niego przywrócona. Niektórzy zarzucali jej brak umiejętności, inni gorąco kibicowali. Dziś Magda podkreśla, że wciąż uczy się gotować i promuje wydaną po programie książkę z własnymi przepisami. Poznajcie zwyciężczynię piątej edycji programu "MasterChef", a przy okazji jej przepis na świąteczne pierogi z suszonymi owocami i serem [WIDEO].

Magda Nowaczewska ma 29 lat i pochodzi z Woli Filipowskiej pod Krakowem. Z wykształcenia jest inżynierem biomedycznym, jednak jej największą pasją pozostało gotowanie. Swoje przepisy i inspiracje testuje przede wszystkim na rodzinie i najbliższych.

Gdy już ogłoszono zwycięzcę "MasterChefa", emocje opadły i było po wszystkim, miałaś taki moment, w którym naprawdę do Ciebie dotarło, że wygrałaś? Czy to raczej wiadomość, z którą trzeba się przespać?

To informacja, z którą trzeba się oswoić a nie przespać. Dopiero, gdy już miałam statuetkę w ręce, powoli zaczęło do mnie docierać, że mam ten tytuł i to już koniec programu. Ale do dziś wciąż jeszcze oswajam się z tym wszystkim i jest mi trochę ciężko.

Twoje życie bardzo zmieniło się od momentu wygranej?

Wygrana otworzyła przede mną bardzo szeroko drzwi w pewnym kierunku. I ja będę w tym kierunku podążała.
Moją miłością są gary, moją przyszłością są gary i na pewno będę gotować. Nie obiecuję, że często będziecie mnie oglądać w telewizji. Zobaczymy, co przyniesie życie.



© Bartosz Syta / Polska Press




Odniosłem mimo wszystko wrażenie, że od początku programu miałaś pewien zarys tego, co chcesz robić, jeśli uda Ci się wygrać. Miałaś jakiś plan?

Nie, tak nie było. Moim planem było przetrwać daną konkurencję i ugotować coś, co zadowoli jurorów i co przede wszystkim zadowoli mnie, co mogłabym dumnie prezentować na talerzu. Gdy rozpoczynała się kolejna konkurencja, tylko na tym skupiłam swoją uwagę. Wiedziałam, że im dalej zajdę, tym będę bliżej “kuchni”. W serduchu wiedziałam, że jestem zwycięzcą, bo ta "kuchnia" była mi z każdym odcinkiem coraz bliższa.

Sprawdź przepis Magdy Nowaczewskiej na pierogi świąteczne z suszonymi owocami i serem
[wideo]




Który moment pamięta się lepiej? Ten, w którym dostaje się fartuch programu "MasterChef", czy ten, gdy dowiadujesz się, że wystąpisz w finale?

Najpiękniejszym momentem był ten, gdy dostałam fartuch. To też powiedziałam w programie i to się nie zmieniło do dziś.

Nie byłaś wcześniej związana z gotowaniem, studiowałaś inżynierię biomedyczną. Skąd decyzja, by zająć się kuchnią?

Studia były spełnieniem moich ambicji. Postawiłam sobie za cel ukończenie ich po pięciu latach, skoro już je rozpoczęłam. Z czasem kuchnia zaczęła mi towarzyszyć coraz częściej, coraz więcej gotowałam i sprawiało mi to coraz większą przyjemność. Gdy poczułam, że nie będę się spełniać jako inżynier biomedyczny, to stwierdziłam bez zastanowienia, że wracam do garów. Napisałam CV i chciałam zaczynać od stanowiska pomocy kuchennej. Tak to się zaczęło. Życie potoczyło się jednak z dnia na dzień trochę inaczej (śmiech).


© Bartosz Syta / Polska Press



Łatwiej odnaleźć się w "MasterChefie", gdy ma się już pewne życiowe doświadczenie, gdy nie przychodzisz do programu od razu po szkole?

Myślę, że jeżeli kochamy gotowanie, to nie ma znaczenia, czy gotujemy miesiąc, czy jesteśmy po szkole, czy gotujemy rok czy dziesięć lat. Tak samo możemy ten program wykorzystać i osiągnąć to, co chcemy. Dla mnie to był jeden impuls, nie zastanawiałam się nad tym, po prostu wysłałam zgłoszenie do programu.

Mimo że odpadłaś z programu w piątym odcinku, dostałaś drugą szansę i udało Ci się ją bardzo dobrze wykorzystać. Nie mogę o to nie zapytać w kontekście Twojego zwycięstwa. Co odpowiadasz osobom, które mówią, że na to zwycięstwo nie zasłużyłaś, ponieważ odpadłaś przed końcem?

Jest mi bardzo przykro, bo nie miałam na to wpływu. To nie ja kreowałam program. Odpadłam, pogodziłam się z tym i nie uroniłam ani jednej łzy. Gdy wróciłam, znów dałam z siebie wszystko i nie sądzę, by ktoś, kto byłby na moim miejscu, ktoś, kto kocha gotować, nie wykorzystałby tej szansy.

Drugą osobą, która dostała drugą szansę, był Michał, z którym zresztą, co sama mówiłaś w finale, bardzo się zżyliście. Ciężko było zmierzyć się z nim w finale?

Michał jest moim przyjacielem. Ta przyjaźń zrodziła się w programie i nadal trwa. Finał "MasterChefa" to był najpiękniejszy moment, w którym mogłam gotować z przyjacielem. Nie myślałam o tym jak o rywalizacji. To była współpraca (śmiech).


© Bartosz Syta / Polska Press



Może tak, ale na końcu statuetkę dostać mogła tylko jedna osoba. Nie było Ci przykro, że to on odpadł, a Ty wygrałaś?

Wiadomo, że było mi przykro. Gdybym mogła, to bym tę statuetkę przepołowiła, żeby Michał dostał połowę (śmiech). Oboje jesteśmy zwycięzcami, niezależnie od tego, czy ta statuetka stoi u mnie, czy u niego w kuchni. Oboje przeżyliśmy w tym programie bardzo dużo, wiele zawdzięczamy także sobie nawzajem. I to jest najważniejsze.

Na pięciu zwycięzców dotychczasowych edycji polskiego "MasterChefa" aż czwórka z nich to kobiety. A wydawać by się mogło, że szefowie kuchni to zazwyczaj faceci. Co sprawia, że w tym programie tak wiele kobiet gotuje i tak wiele z nich wygrywa?

To trudne pytanie. Może mniej panów zgłosiło się do programu? Jest stereotyp mężczyzny-kucharza, a kobieta to przeważnie gotuje w domu krupnik, żur i karmi męża, który przychodzi głodny po pracy. Ale to się chyba zmienia. I mnie to, nie ukrywam, cieszy (śmiech).

Wkrótce Święta Bożego Narodzenia, więc muszę zapytać o to, co pojawi się w tym roku na stole zwyciężczyni "MasterChefa"?

W tej materii nic się nie zmienia, na stole będzie to samo, co od 29 lat mojego życia (śmiech).

Czyli?

Czyli klasyczny barszcz czerwony na domowym zakwasie z uszkami, gołąbki (u nas z kaszą i grzybami), na pewno pojawią się też pierogi z kapustą i grzybami, kutia, kluski z makiem, kompot z suszu i oczywiście smażony karp. Klasyka.

Bardzo tradycyjnie. Nie kusi Cię jednak, żeby trochę poszaleć?

Zawsze mnie kusi, ale mam na to swój czas, a poza tym jestem bardzo oddana tradycji i tradycyjnym polskim przepisom, więc nie mogę się już doczekać wigilii i momentu, gdy będę mogła spróbować tych domowych, ręcznie lepionych przez moją mamę uszek i pierogów. Nie będzie mnie przy niej, więc w większości pewnie ona sama przygotuje w tym roku wigilię. Obiecuję, że za rok się to już nie powtórzy (śmiech).

Na koniec chciałbym Cię zapytać, co planujesz w najbliższym czasie w związku z wygraną w "MasterChefie"?

Moja przyszłość związana jest z garami i nauką. Nie mam ambicji, by zostać teraz szefem kuchni, bo według mnie trzeba na ten tytuł zasłużyć. Jestem amatorką kulinarną, a "MasterChef" umożliwił mi to, że mogę się uczyć, uczyć i jeszcze raz uczyć.
W związku z tym, w najbliższym czasie rozpocznę kulinarny staż. Na razie, nie chcę mówić gdzie, ale na pewno w Polsce, dopóki nie wyjadę do Kolumbii. Obiecałam sobie, że część z wygranych w programie pieniędzy przeznaczę na naukę kuchni kolumbijskiej.

Rozmawiał Przemysław Ziemichód, dziennikarz Naszego Miasta
Zdjęcie główne: Bartosz Syta/ Polska Press Grupa
  •  Komentarze

Komentarze (0)